wtorek, 15 kwietnia 2014

ONE SHOT~ ,,Dlaczego ty się we mnie zakochałeś?" I/II

Przychodzę ze spóźnionym partem o Naxi. Wybaczcie, że jest dzisiaj, a nie było go już w sobotę;x.

Mówią, że gdy rodzi się człowiek, jego dusza rozbija się na wie części. Życie polega właśnie na odnalezieniu drugiej połówki, połówki własnego serca.


 Ona - szanowany inżynier. Jej kariera zaczęła się skromnie. Jednak teraz jej zdjęcie można znaleźć w każdym miesięczniku dla biznesmenów.
 On - wiecznie zapracowany fotograf. Jego zdjęcia cieszą niejedno oko, a według niektórych ma wrodzony talent. Mimo wszystko ostatnimi czasy jego kariera zawisła na włosku.
Co się stanie, gdy ta dwójka się spotka? Miłość czy nienawiść? A może w ogóle inne uczucie?

- Melanie, gdzie są te papiery?! - krzyknęła. 
 W drzwiach gabinetu pojawiła się niewysoka, chuda jak patyk blondynka. Popatrzyła na swoją szefową spod grubych szkieł okularów. W jej szarych oczach krył się lęk.
- Ymm... No, położyłam je pani na biurku - bąknęła bawiąc się kawałkiem swojej beżowej marynarki.
- Serio? Jakoś ich nie widzę - warknęła kobieta pochylając się nad stosem kartek. - Melanie, to są plany, które mam zatwierdzić albo odrzucić! To bardzo ważne! Potrzebne są już na jutro!
 Melanie wyglądała jakby starała się nie rozpłakać. Z nerwów zaczęła bawić się rąbkiem swojej śnieżnobiałej koszuli. 
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię! I przestań miętosić tą marynarkę i koszulę! - wybuchnęła jej pracodawczyni. - Sprawdź w teczce - westchnęła jeszcze i opadła na fotel.
 Asystentka zaczęła przetrząsać swoją torebkę oraz teczkę. Już po chwili wyciągnęła z kopertówki plik papierów. Podała je swojej szefowej, po czym szybko ulotniła się z gabinetu.
 Kobieta pokręciła głową i spojrzała na kartki. Zakręciło się jej w głowie od gigantycznych sum wypisanych pod projektem nowego, interaktywnego domu kultury w Buenos Aires. Mimo, że ogromnie jej się spodobał, wiedziała, iż nie może ryzykować tylu pieniędzy na jeden, niepewny projekt. 
 Przekreśliła swoje miejsce na podpis i odłożyła papier na lewą stronę biurka. Sięgnęła po kolejną kartkę. Tym razem był to szkic nowego liceum, którego budowę dodatkowo miał wspomóc rząd miasta. Koszt wybudowania uczelni wynosił o wiele mniej niż dom kultury i na pewno był korzystniejszą dla niej ofertą. 
 Wzięła do ręki pióro, po czym podpisała dokument bez chwili wahania. Potem przekartkowała jeszcze kilka projektów, ale żaden jej nie zainteresował.
- Melanie! - zawołała asystentkę. Ta po chwili zjawiła się w drzwiach jej gabinetu.
- Tak? - zapytała zlękniona. 
- Odnieś to do Monteza - rozkazała podając jej kilka papierów. 
- Nie gniewa się pani na mnie? - spytała ostrożnie Melanie.
 ,, Tak! I to jeszcze jak!".
- Powiedzmy, że już mi przeszło. A teraz zanieś to do Monteza - powtórzyła kobieta. 
 Jej asystentka zabrała kartki i wybiegła z gabinetu. 
 Hiszpanka sięgnęła po najświeższą gazetę. Natrafiła tam na ciekawy artykuł pod tytułem:
Natalia Navarro - inżynier z marzeniami.
 Westchnęła. Wiedziała, że znajdzie tam zdjęcia z czasów Studia. Nie myliła się. Zobaczyła siebie, Violettę Castillo, teraz słynną piosenkarkę, Camilę Torres, która została fantastycznym chirurgiem oraz Ludmiłę Ferro - złotowłosą piękność, jedną z najświetniejszych modelek. 
 Przewróciła na następną stronę. Tym razem na zdjęciu była Francesca. Dziewczyna wróciła do Włoch, wydała własną płytę, a potem została matką-aktorką. 
 Wszyscy spełnili swoje marzenia. Wszyscy, oprócz niej. Ona chciała być perkusistką, piosenkarką, modelką, aktorką lub tancerką. I jak skończyła? Została inżynierem!
 Odłożyła gazetę i zerknęła na zegarek. Zbliżała się czwarta.
,,Zostań, odpręż się. Przecież cię nie zamkną!"
 Przewiesiła torebkę przez ramię, wzięła do ręki niedopitą kawę z jakiegoś baru, w którym zmuszona była jeść lunch, po czym wyszła z gabinetu.
- Do widzenia! - krzyknęła i szybko opuściła biuro.
 Szedł często uczęszczaną dróżką w parku. Był na siebie wściekły za ostatnie beznadziejne zdjęcia. Jak on mógł zrobić coś tak odpychającego? Złe światło, makabryczny cień, czerwone oczy i okropny plac, to tylko niektóre z elementów sprawiających, że jego kariera fotografa zawisła na włosku. Jeżeli teraz się nie zreflektuje - wyrzucą go.
 Miał już pomysł, miejsce, idealną porę dnia, cudowną ekipę i perfekcyjny aparat, by zrobić super sesję. Potrzebował tylko jednego. Potrzebował modelki. 
 Usiadł na ławce. Wiedział, że ma tylko niecały miesiąc na zrobienie zdjęć w Chorwacji, potem w Grecji oraz powrót do Buenos Aires. A modelki jak nie było, tak nadal nie ma. 
 Przyglądał się wszystkim dziewczynom biegającym po parku. Żadna nie miała tego czegoś. Tamta miała za krótkie włosy, tej widać było dość pokaźny tłuszczyk, tamta za chuda, ta miała zbyt haczykowaty nos. 
 Tracił powoli nadzieję, ale właśnie zobaczył Ją. Piękną, cudowną, śliczną, fantastyczną, perfekcyjną. Od razu wiedział, że to ta dziewczyna. 
 Czarne włosy spadały kaskadami na ramiona. Jej zęby były perliście białe. W oczach można było się utopić. Zupełnie jak w rzece gorzkiej czekolady. Jej cera była raczej ciemniejszego typu. Akurat ubrana była w szkarłatną sukienkę za kolana, wysokie czarne szpilki oraz czarną marynarkę. Stukot jej butów o chodnik rozchodził się w jego głowie niczym najpiękniejsza melodia.
 Niewiele myśląc podniósł się z ławki i podbiegł do niej.
- Przepraszam, chcę przejść - odezwała się dźwięcznym głosem, który wydawał mu się znajomy, a równocześnie obcy.
- Jestem Maximilian. - Wyciągnął do niej rękę.
- Natalia, proszę mnie przepuścić - powtórzyła.
- Jestem fotografem - nie ustępował - i właśnie szukam modelki do mojego najnowszego projektu. Pani wydaje mi się najodpowiedniejsza.
- Ale, ale ja jestem inżynierem. Mogę panu dać ewentualnie numer do mojej dawnej przyjaciółki - Ludmiły Ferro.
- Nie! To pani jest odpowiednia! - zaprotestował gorąco, a widząc przekonanie w jej oczach dodał: - Samolot odlatuje jutro o piątej rano. Proszę się nie spóźnić!
- Jeszcze się nie zgodziłam - zaoponowała. 
- A ja tak proszę! Inaczej porwę panią, wbrew pani woli! - zagroził.
 Zaśmiała się.
- Istnieje coś takiego jak policje. Zresztą nie wie pan, gdzie ja mieszkam.
- Oj, proszę cię, Natalia! - krzyknął zdesperowany.
- Pani Natalia - poprawiła go. - Panie Maximilianie...
- Maxi - przerwał jej.
- ... ja naprawdę muszę odmówić. Nie nadaję się do tego. 
- Wcale nie! Jest pani najpiękniejszą kobietą w tym parku! Poza tym to tylko miesiąc!
 Jej policzki spłonęły purpurą. 
- Będzie mnie pan tak męczył? - wyszeptała.
 Przytaknął.
- No to... Zgadzam się. Ale jest mi pan winien sporą przysługę.
- Tak, oczywiście! Jutro o piątej rano odlatuje samolot do Chorwacji. Będziemy tam robić zdjęcia. Proszę spakować tylko niezbędne rzeczy. Garderobą zajmiemy się my.
 Westchnęła. Nie mogła zaprzeczyć, że coś ją do Niego przyciągało, ale miesiąc w Europie? Może tego nie wytrzymać...
- Oczywiście. - Wymusiła krzywy uśmiech.- A teraz naprawdę przepraszam. Muszę się spakować. 
 Przeszła obok niego, owiewając go przy okazji zapachem swoich delikatnych, a zarazem ostrych perfum od Chanel.
 Uśmiechnął się pod nosem na ten zapach. Ona zawsze była idealna. Szkoda tylko, że tego nie zauważał i pozwolił jej odejść. Nie może do tego nigdy dopuścić, a zwłaszcza teraz, kiedy odnalazł Ją po ośmiu latach, nie mógł stracić takiego skarbu jak Ona. 
 Nie spała. Nie miała zamiaru znowu śnić koszmarów. Nie miała zamiaru znowu budzić się z krzykiem na ustach.
 Odkąd dowiedziała się o swojej chorobie nie zaznała spokoju. Bała się, że każdy człowiek jest wytworem jej szalonego umysłu.
 Odgarnęła włosy z czoła, wstała z łóżka i podeszła do okna.
 Księżyc świecił jasno na gwieździstym niebie. Było koło pierwszej. Zostały jej jeszcze dwie godziny snu, a potem na lotnisko. Nie miała jednak zamiaru wracać do łóżka, w którym zawsze śniły jej się koszmary.
,,Wyskocz. Choć na chwilę zaznasz spokój".
 Westchnęła i usiadła na fotelu przy swojej toaletce do makijażu. Przejechała dłonią po opakowaniach od szminek, fluidów, pudrów, cieni do oczu, błyszczykach, tuszach do rzęs oraz eye-linerach. Miała tego tyle, tylko od czasu osiemnastych urodzin ich wszystkich nigdy nie używała. Nigdy. Przetrzymywała je na specjalną okazję. Na rozdanie Oscarów, na dzień, w którym choroba choć trochę ustąpi, na dzień, kiedy jakiś chłopak wyzna jej miłość, ale w głębi serca czuła, że to nigdy nie nastąpi. A może tylko tak myślała? Nie, to niemożliwe. W końcu kto chciałby poślubić ją? Kto chciałby poślubić schizofreniczkę? 
 Na razie choroba była łagodna dla niej i rodziny, ale co będzie dalej? Teraz słyszała czasami głosy w swojej głowie. Następnym etapem były widma ludzi na ulicach, w parkach, w oknach domów...
,, Wkrótce, to ja wyląduję w pokoju bez klamek" pomyślała patrząc na swoje odbicie w lustrze. Czarne loki spadały jej na ramiona, pod jej zapuchniętymi oczami były wyraźne, fioletowe sińce, które maskowała swoim makijażem. Jej spękane, matowe usta wręcz domagały się jakiego balsamu, lecz ona nie zwracała na to uwagi i nakładała na swoje wargi kolejne błyszczyki oraz wyniszczające szminki. Jej śniada cera idealnie pasowała do czekoladowych oczu, jednak ona uważała, że to wszystko tworzy razem raczej kompromitującą mieszankę. 
 Odwróciła się plecami do lustra. Spojrzała ponownie na zegarek. Czas wydawał się stać w miejscu, a minęło już pół godziny. 
 Powoli wstała z fotela i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej dość sporą, srebrną walizkę. Stęknęła. Nie spodziewała się, że spakowała wczoraj aż tyle ubrań. Zupełnie jak nie ona!
,,To nie ty! Wypakuj te ubrania, po co ci tyle?!" usłyszała natarczywy głos w swojej głowie. Prawie go posłuchała. Prawie! Na szczęście w porę zdała sobie sprawę, że to tylko element jej codziennego życia.
 Spojrzał nerwowo na zegarek. Zbliżała się piąta, a jej jeszcze nie było.
- Proszę pana - zaczepiła go stewardessa - proszę udać się na odprawę.
- Jeszcze chwila, czekam na kogoś - odparł machinalnie i z nadzieją spojrzał w stronę wejścia na lotnisko.
 Stewardessa westchnęła przeciągle.
- Proszę być punktualnie - wycedziła, po czym odeszła.
 Kiedy przez następne pięć minut nic się nie działo, chwycił rączkę czarnej walizki i skierował się do odprawy. Trudno, chciał dobrze. Ewentualnie znajdzie kogoś na miejscu.
 Nagle poczuł czyjąś rękę na ramieniu.
- Chciałeś odlecieć beze mnie? - spytała z ogromnym uśmiechem na twarzy.
 Odetchnął z ulgą. Czyli jednak ma szansę, by utrzymać swoją posadę. 
 Uśmiechnął się do niej, chwycił jej walizkę i ruszył do odprawy. Przeszli przez nią bez większych problemów. Teraz zostało im tylko wejść na pokład samolotu...
KONIEC CZ. PIERWSZEJ
________________________________________
Ogromnie, ogromnie, ogromnie przepraszam, że to takie denne, durne i dziwnexd.
Wiem, że mi nie wyszło, ale, no cóż, mówi się trudno. Takie jest życie, że nie zawsze wszystko wychodzi :p.
Uważam, że bezsensu napisałam większość shota, ale okej. Jest beznadziejny, wiem to, więc nie zdziwię się jak polecą same hejty. Jestem na nie gotowa:D.
Mój następny OS będzie o Fedemile (jedna cz.), a dopiero potem druga część Naxi:p.
Cześć!:*
Następny OS opublikuje Tina, będzie on o Auslly<3.
~Vanill

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz